TDT
AKTUALNOŚCI
Serce spłacaj sercem
TDT
W jaki sposób można spłacić dług zaciągnięty wobec dawców organów do transplantacji i wobec ich rodzin?
W jaki sposób można spłacić dług zaciągnięty wobec dawców organów do transplantacji i wobec ich rodzin?
Czy taki dług w ogóle można spłacić?
- Dobro, które wyświadczamy innym, kiedyś do nas wróci - uważa Jan Statuch, właściciel firmy ogrodniczej z Sandomierza i jego przyjaciele ze Stowarzyszenia Transplantacji Serca, działającego przy klinice chorób serca w Zabrzu. Wciąż czują się dłużnikami tych, których śmierć stała się dla nich początkiem drugiego życia. W tym roku po raz pierwszy usiądą razem z rodzinami dawców przy wigilijnym stole, przełamią się opłatkiem, podziękują za dar życia.
TRAFIĆ SZÓSTKĘ W TOTKA
Przed przeszczepem serca Jan Statuch, inżynier ogrodnictwa z Sandomierza, był bardzo zajętym człowiekiem. Budowanie własnej firmy, która jako pierwsza w Polsce importowała nasiona warzyw z Holandii, a potem tworzenie jej oddziałów na Litwie, Łotwie, Białorusi i w Estonii pochłaniało cały jego czas, energię i zdrowie.
W 2002 roku jego serce miało dość. - Jestem szczęśliwcem - mówi Statuch, pokazując bransoletkę z wygrawerowaną grupą krwi AB Rh-, bardzo rzadką, występującą w pojedynczym procencie w polskiej populacji.
Znaleźć dawcę serca o takiej grupie krwi to jak trafić szóstkę w totka. Okazało się, że
szóstka mieszka w Gliwicach, jest naukowcem cierpiącym na postępującą, nieuleczalną chorobę. Chory jeszcze za życia wyraził wolę przekazania swoich organów do transplantacji.
SPOTKAĆ SWOJE ŻYCIE
Ludzie po przeszczepie serca i innych narządów, które można było pobrać tylko od zmarłego dawcy, nie mówią o tym otwarcie, ale najtrudniejszą dla nich sprawą po operacji jest pozbieranie się z własną psychiką. Mimo że kilka razy w roku mają warsztaty psychologiczne, nie każdy potrafi pogodzić się z myślą, że żyje dzięki temu, że ktoś inny umarł.
To dlatego między innymi ośrodki transplantacji nie wyjawiają biorcom danych o dawcach i odwrotnie. - Nie każdy jest gotowy na takie spotkania - przyznaje Jan Statuch.
Czasem jednak zdarzają się spotkania przypadkiem. Rodziny dawców pojawiają się na wspólnych mszach, spotkaniach "składaków” - jak nazywają siebie ludzie po przeszczepach. Tak było na drugiej Dziękczynnej Pielgrzymce Ludzi po Transplantacji Serca i Płuc na Jasną Górę we wrześniu tego roku.
Wcześniej członkowie Stowarzyszenia Transplantacji Serca poznali panią Orczyk, która jako pierwsza przełamała tabu i otwarcie opowiedziała w mediach o tym, co czuje rodzina dawcy. Została nieformalnym ambasadorem na rzecz idei darowania narządów do transplantacji.
- Przez nią dotarliśmy do pani Marii Tomzikowej z okolic Częstochowy i zaprosiliśmy ją na naszą pielgrzymkę - opowiada Jan Statuch. Poza kurtuazyjnym powitaniem pewnie nic więcej by się nie zdarzyło, gdyby biorcy nie zaczęli składać podziękowań za darowane drugie życia, do tego doszły spontaniczne świadectwa wiary, nadziei. I pani Tomzikowa nie wytrzymała. - Po raz pierwszy opowiedziała o śmierci swojego 17-letniego syna, o rozpaczy, jaką przeżywała i o tym, dlaczego zgodziła się, żeby organy wyjęte z jej dziecka żyły w innych ludziach. Spłakaliśmy się wszyscy jak bobry.
- Po tym spotkaniu urodziła się myśl, żeby zrobić pierwszą w Polsce wspólną Wigilię biorców i rodzin dawców - ciągnie Jan Statuch.
Uroczyste spotkanie odbędzie się w restauracji "Floriańska” w Zabrzu, 14 grudnia. W tym samym dniu w sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Wilnie zostanie odprawiona uroczysta msza święta w intencji członków Stowarzyszenia Transplantacji Serca i rodzin, dawców i wszystkich darczyńców.
- Na Wigilii będzie kilkaset osób, bo w samym stowarzyszeniu jest 270 osób po transplantacji, w tym czworo z naszego regionu. Pani Tomzikowa wzięła na siebie obowiązek zaproszenia czterech rodzin dawców. Dla wielu z nas to będzie najważniejsza Wigilia w życiu - mówi Jan Statuch. - Przy wspólnym stole usiądą przeszczepieńcy i ci, dzięki którym żyjemy: rodziny dawców, lekarze, pielęgniarki, pracownicy kliniki w Zabrzu. Zamknie się koło życia i śmierci. Nie boję się tego spotkania. Bo warto dziękować, zawsze, przy każdej okazji.
SERCEM SPŁACAĆ SERCE
- Nie chcemy koncentrować się tylko na swoim życiu. Dostaliśmy drugą szansę, więc chcemy jakoś spłacić ten dług, który mamy wobec dawców i ich rodzin - podkreśla Jan Statuch. Dlatego członkowie stowarzyszenia działają na rzecz innych. Latem pomagali przy organizacji Festiwalu Piosenki Zaczarowanej wymyślonym przez Annę Dymną.
Ratowali w Bieszczadach szkołę w Polanie, zagrożoną zamknięciem. Zorganizowali piknik na tysiąc osób, sprzedawali swojskie wyroby, uzbierali prawie 19 tysięcy złotych, za które wyposażyli szkolną bibliotekę, pracownię komputerową. W przyszłym roku organizują kolejny piknik, tym razem na rzecz utrzymania przedszkola w tej samej miejscowości. Wspomagali również Dom Polski w Żółkwi na Ukrainie.
Od lat ze stowarzyszeniem współpracuje Ryszard Gancarz, artysta grafik z Sandomierza, który bezpłatnie tworzy plakaty i całą oprawę graficzną, przekazuje swoje grafiki do licytacji.
- Sam też ma swoje problemy, bo jest po trzech operacjach serca, ale nigdy nam nie odmawia. Mamy stałych przyjaciół i ciągle pozyskujemy nowych - mówi Jan Statuch, który nadal jest bardzo zajętym człowiekiem. Prowadzi swoją firmę, wszystkie urlopy poświęca na rzecz przekonywania ludzi do transplantacji. - To dla mnie absolutna spłata długu - uważa. Codziennie doświadcza cudu: - Budzę się, otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że żyję. Mimo że tak jest od pięciu lat, to dla mnie ciągle niepojęte. Jak cud.
Iza BEDNARZ
artykuł ukazal się w "Echo Dnia - Kielce"